Kroniki motocyklowe: prawo jazdy w RPA

Jak pewnie co poniektórzy “wybrańcy” z mojego bloga już wiedzą, od niedawna jestem posiadaczką zmechanizowanego dwukołowca KTM Duke 390.
Jest pomarańczowo-czarny, posiada silnik 375 cc co nie jest  już tak mało, więc potrzebne jest na niego prawo jazdy (kategoria A).
Ponieważ takowego nie posiadam, swojego stalowego rumaka dosiadam na razie na okolicznym trawniku tudzież na opuszczonym w weekendowe popołudnie parkingu, który służy mi za plac manewrowy.
Dlaczego jeszcze nie posiadam prawa jazdy na mój sprzęt (ba, nawet oficjalnie nie jestem jego właścicielką)?

20140531_155830Otóż tutaj zaczyna się szkopuł…

Każdy posiadacz pobytu czasowego może się posługiwać prawem jazdy swojego kraju, pod warunkiem, że jest przetłumaczone na jeden z oficjalnych języków RPA (angielski wystarczy). Może to być zwykłe tłumaczenie przysięgłe, albo specjalny dokument wydawany przez uprawnioną organizację na podstawie polskiego prawa jazdy.
Takowe oczywiście posiadam. Kategoria B, nie pozwalająca na kierowanie motocyklem. W celu przetłumaczenia korzystałam z IDD
Aby „uzupełnić” prawo jazdy o właściwą kategorię, należy zdać egzamin z teorii, dostaje się potem prawo jazdy „learners” które pozwala na jazdę wymaganym pojazdem.
Na egzamin niestety musimy poczekać (czasem parę tygodni)  – nie bardzo wiem dlaczego, bo to test komputerowy.

Samochodem z prawem jazdy „learners” można jeździć tylko w towarzystwie osoby posiadającej prawo jazdy.
Motocyklem wręcz przeciwnie – nie wolno z zabierać pasażera.
Ale nie sama procedura oczekiwania na egzamin jest tu problemem…
Aby zarejestrować się na egzamin, w przypadku osoby posiadającej pobyt tymczasowy, należy dostarczyć dokument „traffic register” który wydawany jest na podstawie paszportu z ważną wizą. Proces bardzo prosty – stoimy w paru kolejkach, ale dokument dostajemy tego samego dnia.
Ten sam dokument później służy do rejestracji pojazdu.

Nieco inny wymóg jest w przypadku osób z pobytem stałym. Ci szczęśliwcy zamiast „traffic register” (nawet jeśli już go posiadają), muszą dostarczyć… lokalny dowód osobisty! No i ja właśnie do tych szczęśliwców się zaliczam…
I nie byłoby z tym problemu, gdyby nie to, że na dowód osobisty (pierwszy z rzędu) czeka się w RPA tak jak na wszystko inne… MIESIĄCAMI!
Tak więc póki co, komunikacyjnie zawieszona jestem w jakiejś przestrzeni niewirtualnej – pomiędzy trawnikiem a parkingiem, ale z dala od drogi…

No cóż… czekam… I praktykuję  ósemki, kółka, slalom i zatrzymywanie w sekundę. Dopóki nie zdobędę prawdziwego „papiera” notki w tym zakresie zapewne będą pojawiać się nieczęsto. Niemniej jednak w planach jest trasa do Cape Town i z powrotem a także Route 62 i parę innych 😉 . I jeszcze Route 66 (ta w USA…) No i jeszcze pan-Africa, pan-Asia i pan-Cały-Świat…

Jak na razie ostatnio udało mi się rozwinąć zawrotną prędkość 60 km/g (co na odcinku 100 metrów wcale nie jest takie łatwe ;-)) i zatrzymać z tejże na odcinku ok 5 m. Ok… ciut wieciej, bo zwolniłam… Tak czy owak Duke ma niezłe hamulce!

16 thoughts on “Kroniki motocyklowe: prawo jazdy w RPA

  1. Skoro w RPA jest 11 jezykow urzedowych i oni kazdy papierek musza tlumaczyc na te liczbe jezykow to co sie dziwic, ze sie czeka miesiacami. Wystarczy ze jeden tlumacz pojdzie na dwutygodniowy urlop, a potem drugi i trzeci nie w tym samym czasie i klapa 🙂

    Polubienie

  2. Oj, widzę, że biurokracja i trochę zbyt dużo formalności to nie tylko nasz polski problem… A takie się to proste wydaje – kupić motor, mieć prawko i jeździć!

    A przy okazji: odważna jesteś. Ja się boję motocykli i skuterów. Nie tylko bałabym się sama jeździć, ale często nawet się boję patrzeć, jak inni jeżdżą…

    Pozdrawiam!

    Polubienie

      • hm, polowa znajomych motocyklistow w Polsce nie ma prawa jazdy na motocykl, teraz co prawda mozna jezdzic bez prawa jazdy kat. A motocyklem do 125 cm3, jak sie ma prawko B ponad bodaj 3 lata, ale nie w tym rzecz. Motocyklistow raczej w Polsce nie zatrzymuja, bo to tylko siwe lby teraz jezdza albo pasjonaci, umiejacy dobrze prowadzic. Siwych lbow nie ma co zatrzymywac, bo jezdza spokojnie, a pasjonatow tez nie ma co zatrzymywac, bo uciekna i policja sie tylko wstydu naje. Podejrzewam, ze w miare bezkarnie mozna to zrobic i w RPA, najwyzej, jak juz zlapia, zalapie sie mandat, chyba ze to moze grozic czyms duzo gorszym. Pod kaskiem nie widac, czy prowadzi: chop czy baba, a zawsze mozna postrugac wariata, ze sie jest obcokrajowcem na wycieczce i pokazywac tylko paszport, nie?

        Polubienie

Dodaj odpowiedź do bratzacieszyciela Anuluj pisanie odpowiedzi