Maputo – czyli pewien długi weekend

W Mozambiku, a w zasadzie tylko w okolicach Maputo, byłam tylko kilka dni. Jeden długi weekend. W sumie chyba z 5 dni. To za mało, aby zwiedzić, poznać, poczuć…
Był maj, nad horyzontem kłębiły się ciężkie chmury. Bezchmurne poranki przekształcały się w pochmurne popołudnia i burzowe wieczory i to one przez kilka najbliższych dni nadawały ton i koloryt zdjęciom z tej krótkiej podróży.

??????????????????????

Byłam sama – to było jeszcze wtedy, gdy znajomość z Dużym nie wiązała się jeszcze ze spędzaniem wszystkich weekendów (nawet tych długich) razem. Zatrzymałam się więc w backpackers za miastem, ale za to niedaleko plaży.
Podróżowałam w swoim starym stylu – z plecakiem, moim nieodłącznym Olympusem i jeszcze służbowym laptopem – bo coś mi tam przyszło w pracy zrobić…  i który okazał się głównie balastem 😉
Ulice Maputo pachniały słoną oceaniczną wodą i peri-peri (kurczaki i ryby pieczone w tej przyprawie można było kupić na każdym rogu) a w każdym przydrożnym barku serwowano caipirighnię i mojito 😉
Smakowały jak bezalkoholowe, więc trochę się zdziwiłam ciężkością swoich nóg po wypiciu po jednym z egzemplarzy…
Zarówno kurczaki peri-peri, jak i koktajle to spuścizna po portugalskich kolonizatorach, a teraz przysmaki wszelkiej maści backpackersów…
Spacerując chłonęłam kolonialną atmosferę miasta, nastrojowo zdawało się być zawieszone gdzieś pomiędzy melancholią Havany rodem z „Buena Vista Social Club” a gangsterskim realizmem Johannesburga z „Tsotsoi”.
Mozambik odzyskał niepodległość w 1975 roku i w dalszym ciągu na każdym kroku widoczne są portugalskie wpływy.

??????????????????????

Któregoś dnia udałam się do Catembe, sennego miasteczka po drugiej stronie zatoki. Pasażerami promu byli głównie handlarze przewożący towary z supermarketów do swoich sklepików.
Droga z portu do miasteczka usiana była kramikami, głównie z rybami a nieco dalej z warzywami, owocami i inną żywnością.
Część swoich zapasów handlarze sprzedawali już przy porcie, resztę przewozili autobusem nie tylko do miasteczka, ale i pobliskich wiosek.
Odwiedziłam też wysepkę Inhaca, na którąj dostałam się łódką, a później brodząc  w oceanie – bo z jakiegoś dziwnego powodu łódka nie przybijała do pomostu.
Inhaca była kwintesencją luzu – z muzyką Boba Marleya dochodzącą z głośników w barze przy plaży, równie dobrze mogłyby to być Karaiby 😉

??????????????????????

Oprócz lokalnego marketu, przydrożnego baru oraz hostelu niewiele tam było, gdzieś w głębi jest jeszcze jakiś pięciogwiazdkowy ośrodek o którym zarówno „lokalsi” jak i poznani po drodze turyści niezbyt pochlebnie się wypowiadali.
Sama wysepka była urocza, ale oprócz nurkowania, oglądania mnóstwa ptaków i siedzenia na plaży tudzież w barku przy plaży nie oferowała zbyt wielu zajęć.
Moja krótka podróż, a raczej tym razem wycieczka, była bardzo przyjemna – wiem, że na pewno wróce jeszcze do Mozambiku aby zobaczyć dużo więcej tego pięknego kraju 🙂

Uwaga: na całym obszarze Mozambiku występuje malaria, przeważa jej groźna odmiana (celebral malaria), należy więc zaopatrzyć się w leki antylamaryczne.

Poniżej galeria ze zdjęciami 🙂

17 thoughts on “Maputo – czyli pewien długi weekend

  1. Super. Dzięki za opis. My odwiedzimy Mozambik w październiku 2018. Bilety kupione. Odliczamy tygodnie, później dni, godziny 😉
    Nie omieszkam zrelacjonować pobytu na swoim blogu, na który już teraz wszystkich zapraszam.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Wiesz, tak patrzę na e zdjęcia i bardzo przypomina mi ten Mozambik Kenię. Wpływy portugalskie, palmy i plaże, łodzie z charakterystycznym żaglem. Chyba czułabym się tam jak u siebie 🙂

    Polubienie

Co o tym myślisz?